Halina Kossakowska urodziła się 09 kwietnia 1919 roku, w Kossakach - Ponikly Stok - wsi, którą założyli jej przodkowie - na ziemi wiskiej, powiatu łomżyńskiego. Była najstarszym dzieckiem Adama Kossakowskiego i Jadwigi z domu Obryckich.

Kossaki - Ponikly Stok - rok 1921. Od prawej: Halina Kossakowska z młodszą siostrą Alicją.

 

Jej ojciec Adam wywodził się z jednego, z najbardziej znamienitych i zasłużonych szlacheckich rodów ziemi łomżyńskiej - herbu Ślepowron - który wydał wielu potomków piastujących różne wysokie funkcje państwowe i kościelne. Jej matka Jadwiga była córką Romana Obryckiego - szlachcica herbu Prus, który też zapisał się w historii regionu, jako ławnik gmin Bożejewo i Drozdowo. Zarówno Adam jak i Jadwiga byli ludźmi bardzo światłymi, którzy ze szczególną uwagą wychowywali swoje dzieci. Zaszczepili w nich szacunek do drugiego człowieka, poczucie własnej wartości i dumy z pochodzenia, patriotyczne przywiązanie do narodowego pochodzenia, głeboką wiarę w nauki Chrystusa i światłe spojrzenie na otaczający ich świat.

Szczęśliwe lata dzieciństwa przerywa rodzinie Kossakowskich gwałtowna śmierć Adama - 23 lipca 1927 roku, który umiera w wyniku rany postrzałowej z broni myśliwskiej, wystrzelonej przypadkowo przez jego szwagra, w czasie kiedy obaj czyścili broń, przygotowując się do polowania. Od tej pory Halina i jej pozostałe rodzeństwo są wychowywane tylko przez jej matkę Jadwigę. To jej wyłączną zasługą jest wspaniałe uformowanie charakterów wszystkich jej dzieci. Jadwiga będąc sama w sobie damą i zbiorem wszystkich pozytywnych aspektów wartości człowieka, wykonuje tę pracę ze szczególnym talentem i wspaniałym efektem końcowym. Wszystkie jej dzieci idą później przez własne życia, przekazując na swoje potomstwo wpojone przez matkę wartości.

Lata dzieciństwa Halina spędza w Kossakach - Ponikly Stok, gdzie kończy szkołę podstawową. Późniejszą edukację przerywa jej II wojna światowa i maturę zdobywa kiedy już jej własne dzieci są w szkole średniej.

W 1947 roku Halina poślubia, urodzonego 02 lutego 1916 roku,Tadeusza-Zbigniewa Pusz - magistra inżyniera, absolwenta Działu Ogrodownictwa Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, /syna łomżyńskiego felczera/, który przez jakiś czas pracuje jako nauczyciel, w łomżyńskim Liceum Pedagogicznym.

Zdjęcie dziewiętnastoletniego Tadeusza-Zbigniewa Pusz - z 1935 roku - ze Szkoły Podchorążych w Grudziądzu, którą ukończył w trakcie studiów.

Przynależność Tadeusza do przedwojennej inteligencji, jego przeszłość partyzancka - był oficerem ( NSZ i NZW ) w Okręgu Białostockim, w stopniu porucznika / działającym w wymienionych podziemnych siłach zbrojnych pod pseudonimem "Niemiro" / , pochodzenie szlacheckie / rodzina - herbu Korwin - nadal jest właścicielem dworku na posiadłości w Łojewku k. Jedwabnego, w pow. łomżyńskim/ powodują, że Tadeusz zostaje uznany za niepożądany element społeczny, nieodpowiedni do prowadzenia pracy edukacyjnej wśród młodzieży i zmuszony jest do odejścia z zawodu nauczyciela.

Tadeusz-Zbigniew Pusz /urodzony 02 lutego1916 roku, zmarły 10 kwietnia,1988 roku/ - szlachcic herbu Korwin; porucznik NSZ i NSW, działający pod pseudonimem "Niemiro".

 

To zdarzenie staje się najbardziej kluczowym punktem zwrotnym w życiu Haliny i Tadeusza. Podejmują decyzję o kupnie, od państwa - na prowadzonej właśnie aukcji sprzedaży - posiadłości podworskiej, w Drozdowie koło Łomży i rozpoczęcie produkcji ogrodniczej i rolnej. Wkrótce państwo Pusz stają się właścicielami jednego z najpiękniejszych zakątków na ziemi, którego położenie i usytuowanie w krajobrazie otoczenia zrobiłoby go odpowiednim nawet do posadowienia na nim pałacu lub kościoła. Stary, podworski dom, stojący na wzniesieniu, mający podobne parkowi otoczenie doniosłych drzew i alej, dumnie spogląda na rozległą poniżej wieś. Państwo Pusz ogradzają całą - leżącą w środku Drozdowa posiadłość - wysokim murem, uwieńczonym na szczycie drutem kolczastym. Zapewnia im to przez wszystkie przyszłe lata spokojną egzystencję i bezpieczeństwo dla ich mienia.

Halina i Tadeusz doczekują się trojga dzieci. Pierwsza rodzi się Marta w 1947 roku, później w 1949 roku Jacek a następnie w 1953 roku Seweryn.

Chociaż praca na roli nie jest łatwym kawałkiem chleba, Halina i Tadeusz zakochują się w swoim kawałku świata i przez całe swoje życia starają się zrobić go jeszcze piękniejszym. Tadeusz jest profesjonalistą w zajęciu którego się podjął i jednym z najbardziej pracowitych ludzi jakich widziałem w swoim życiu. Wszystko z każdym przemijającym rokiem idzie coraz lepiej i lepiej. Magister inżynier Tadeusz Pusz staje się prekursorem - w ich Drozdowie - nowej w Polsce metody wczesnych upraw warzyw, pod namiotami foliowymi . Tadeusz i Halina przyjmują do pracy w sezonie pracowników - kierowcę do prowadzenia ciężarówki i robotników rolnych. Z biegiem czasu inni rolnicy Drozdowa widząc sukces Tadeusza, też próbują tego systemu upraw na własną rękę i z upływem czasu Drozdowo przekształca się w znany w okolicy ośrodek cieplarnianych upraw warzyw. Przyjętym do pracy pracownikom, państwo Pusz opłacają również ubezpieczenia społeczne, dla zapewnienia świadczeń lekarskich i późniejszych emerytur. Ich służba domowa też korzysta z tych samych przywilejów, których nikt nigdy wcześniej nie widział stosowanych w odniesieniu do pracowników zatrudnianych po wsiach przez innych gospodarzy, potrzebujących pomocy robotników rolnych. Szacunek jaki państwo Pusz okazują innym ludziom - w stosunkach z nimi - zaskarbia im też wielki szacunek. Mieszkańcy Drozdowa już od najwcześniejszych drozdowskich dni państwa Pusz, uznając ich za godnych następców poprzednich właścicieli dworu, nazywają ich w rozmowach - między sobą - i tytułują ich w bezpośrednich kontaktach z nimi - Pan albo Pani, a ich dzieci Panienka albo Panicz. W oczach innych Halina i Tadeusz znacząco wyrastają ponad przeciętność, nawet w oczach tych, którzy zetknęli się z nimi po raz pierwszy.

Pamiętam zdarzenie z początku lat 60-tych, kiedy jacyś polujący na bażanty notable ówczesnego rządu, zapędzają się na posesję moich kuzynów, w pogoni za ptakami, które schroniły się w parku. Tłumaczą mojej cioci, że obecny z nimi pan minister - " z Warszawy " - poluje tu na bażanty. Moja ciocia wyjaśnia rozmówcy, że pan minister jest ministrem w Warszawie a tutaj to ona stanowi o wszystkim i zdecydowanie prosi ich o opuszczenie posesji. Wychodzą z niesmakiem poza bramę, mówiąc jeden do pozostałych " Patrzcie jaka aśćka".

Dzieci Haliny i Tadeusza też okazują rodzicom wielki szacunek. Byłem zaszokowany - mając może sześć lat - kiedy po raz pierwszy zobaczyłem moich kuzynów całujących ojca w rękę, przy składaniu życzeń świątecznych. Widziałem ten hołd składany rodzicom przez wszystkie przyszłe lata przy okazji życzeń, pożegnań i powitań - kiedy wyjeżdżali do szkół i kiedy z nich wracali.

Moja ciocia Halina i mój wuj Tadeusz też okazywali jedno drugiemu wielki szacunek i kochali się ponad wszystko. Wszystko co robił mój wuj miało na celu szczęście jego żony i dzieci a wszystko co ona robiła i zadecydowała, robiło jego szczęśliwym.

Patriotyczne wychowanie, szacunek dla piękna przyrody i dzieł stworzonych przez człowieka - jakie Halina wyniosła z domu dzieciństwa - sprawiły, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zakątki jej ukochanej posiadłości zmieniają się na coraz piękniejsze a nawet otrzymują nowe imiona. Teraz olbrzymia piwnica znajdująca się we wnętrzu 15-sto metrowego kopca - usypanego z ziemi na scianach i stropach piwnicy - uwieńczonego dookoła szczytu, koroną z rosnących tam głogów, otrzymuje od cioci swoje imię - Karpaty. Serce Haliny widać w każdym jej poczynaniu - w pięknie kwiatów, które sadzi każdego roku, czy urodzie spacerujących dookoła pawi i perliczek. Na życzenie Haliny jej mąż Tadeusz zadobywa się nawet pary jeleni, które moja ciocia Halina planuje trzymać w części ogrodu gdzie rosną tylko drzewa owocowe i nie ma upraw. Niestety jeden z jeleni - jeszcze przed wypuszczeniem z przejściowego kojca, do ogrodu - okazuje się być chorym na wściekliznę i oba jelenie muszą być zlikwidowane a wszyscy członkowie rodziny muszą poddać się serii bolesnych zastrzyków.

Halina i Tadeusz decydują się na zastąpienie zrujnowanego, podworskiego domu, nowym - po wyburzeniu starego. Nowy - piętrowy, obszerny dom ma wiele pomieszczeń, żeby zapewnić podrastającym dzieciom i wszystkim innym większą wygodę. Okolony jest dookoła tarasami z których można patrzyć na leżące poniżej aleje, meandrujące pięknie wokół poletek z uprawami warzyw. Wszystko jest tak tu pomyślane i skomponowane, że naprawdę niewiele więcej można już zmienić, na lepsze.

Obok miłości do piękna otaczającej jej przyrody - Halina ma w sobie również wielki szacunek i uznanie dla piękna sztuki stworzonej przez człowieka. W nowym domu - po meblach w stylu kurpiowskim, które były kupione, kiedy mieszkali jeszcze w starym - w nowym salonie pojawiają się stare, rzeźbione meble gdańskie, już w początkach lat 60-tych kosztujące więcej niż nowy samochód m-ki Warszawa. W następnym pokoju znalazł pomieszczenie komplet mebli w stylu Biedermeier z pięknymi intarcjami zrobionymi z egzotycznych oklein. Po nich pojawia się piękny, olbrzymi, bogato rzeźbiony, stojący zegar gdański i wiele innych przedmiotów sztuki, ciągle uzupełnianych nowymi w miarę upływu lat. Halina zamawia też portret swojej matki u znanej polskiej malarki ........., która maluje w baśniowym stylu, nawiązującym do bajkowych wyobrażeń splendoru człowieka. Obraz ten jest niejako wyrazem hołdu Haliny, dla jej matki - prawdziwej damy z rodu Obryckich - która zawsze była dla Haliny wzorcem do naśladowania i inspiracją do jej działań.

Portret Jadwigi Kossakowskiej /z domu Obryckiej/, namalowany przez warszawską artystkę-malarkę

............... w 1973 roku.

 

Tadeusz popiera wszystkie wyrafinowane decyzje żony i sam też znajduje w nich spełnienie swoich własnych zmysłów estetycznych.

Drozdowo, rok 1985 - rezydencja Haliny i Tadeusza Pusz. .

Od lewej: Jadwiga-Wiesława Szczęsna-Obrycka, Stefania Morawska i Halina Pusz.

Obok pasji do sztuki Halina Pusz miała też wielką pasję do poznawania świata. Na początku lat 60-tych podziwialiśmy pamiątki jakie przywiozła z Egiptu, innym razem smakowaliśmy owoce granatów, które przywiozła z Hiszpanii. Jej największym marzeniem była wycieczka do Indii, których kultura bardzo Ją fascynowała. Kilkakrotnie słyszałem o tym planie - marzeniu, kiedy rozmawiała z moją mamą w trakcie popołudniowych, niedzielnych pogawędek przy stole. Nie wiem czy kiedykolwiek zmaterializowała ten zamiar, bo była też osobą bardzo zajętą codziennymi obowiązkami życia i pracami w drozdowskim gospodarstwie.

Halina zawsze z dumą wyraża się o swoich dzieciach. Opowiada o ich osiągnięciach w nauce a później dzieli się swoją radością z innymi, kiedy już po skończeniu studiów, znajdują dobre prace. Pamiętam, jak w połowie lat 70-tych, podziwiamy nieznany jeszcze na polskim rynku ketchup, który produkowała francusko - belgijska spółka, w której Jacek znalazł pracę, po skończeniu studiów. Opowiada o sukcesach córki Isi /Marty/, która po skończeniu studiów farmaceutycznych, pracuje w Szwecji. Szczerze cieszy się z postępów w nauce najmłodszego syna Seweryna, który jeszcze studiuje ten sam kierunek, który najpierw skończył jego ojciec Tadeusz a później jego brat Jacek i powoli dojrzewa do decyzji, że to najmłodszy syn - Seweryn, przejmie drozdowską posiadłość.

Drozdowo 1 lipca 1962 roku. Dzień imienin cioci Haliny. Od lewej stoją: Jacek Pusz, ciotka Agata - kuzynka Tadeusza, Andzia - pracownica ogrodowa, Marta /Isia/ Pusz, Halina Pusz, Seweryn Pusz, Jadwiga Wiesława Obrycka-Szczęsna i jej syn Waldemar Jacek Obrycki.

Halina i Tadeusz Pusz osiągnęli sukces w prowadzeniu upraw podfoliowych. Osiągnęli też wielki sukces w wychowaniu swoich dzieci na wartościowych ludzi. Zamożność jaką osiągnęli dzięki pracowitości i uczciwości względem pracowników i ludzi z którymi prowadzili interesy nie przesłoniła im innych obowiązków względem pozostałej części świata. Do końca pozostali hojnymi ofiarodawcami dla lokalnego kościoła, w którym już w latach 50-tych byli fundatorami przyołtarzowego dywanu a także innych potrzeb kościoła.

Ciocia Halina zawsze była obiektem mojego podziwu a drozdowski świat, który wykreowała, mojej fascynacji nawet w dniu dzisiejszym. Tak naprawdę to ona była centralnym punktem wymarzonego przez nią raju, który stworzyła z pomocą swego męża Tadeusza i ten drozdowski skrawek świata bez niej nie byłby nigdy tym, czym był razem z nią. Każdy, kto zetknął się z nią choćby jeden raz, rozpoznawał w niej damę wielkiej klasy i był pod wielkim wrażeniem wartości jakie reprezentowała.

Pamiętam jak przy okazji obiadu, drugiego dnia swiąt wielkanocnych, ciocia Halina i moja mama piły po lampce wina. Ciocia Halina, kiedy kieliszek był już pusty, podniosła go znowu do ust i powiedziała, ze ta ostatnia kropla, którą właśnie wysączyła ma najlepszy smak i aromat, który jest lepszy niż całe poprzednie wino. To zdarzenie utkwiło mi tak bardzo w pamięci, że po latach ja też odnalazłem w tej ostatniej kropli najlepszy smak i aromat. Ilekroć podnoszę kielich, żeby wysączyć tą ostatnią kroplę, wracam pamięcią do mojej cioci i dni, które już dawno przeminęły. Znalazłem też inną symbolikę w tej ostatniej kropli - jest dla mnie też symbolem życia, w którym widzimy więcej piękna kiedy mamy już jego większą część za sobą...

Łomża, 1983 rok. Od lewej Tadeusz Pusz, Halina Pusz /z domu Kossakowska/ i ich syn Seweryn Pusz.

 

Ja też byłem oczarowany stylem bycia mojej cioci Haliny i podziwiałem jej upór kiedy jako jedyna znana mi osoba używała poprawnej odmiany rzeczownika - w formie Wołacza - zwracając się po imieniu do drugiej osoby. Ona, kiedy wołała mnie, mówiła: "Waldku, chodź tutaj" - podczas kiedy wszyscy inni wołali: "Waldek, chodź tutaj" - nawet moja mama. Jestem przekonany, że to moja ciocia zaszczepiła we mnie fascynację przedmiotami sztuki i antycznymi meblami. Nasz dom, wypełniony jest po brzegi malowidłami, antycznymi meblami, pięknymi lampami naftowymi z 1890's i najpiękniejszą ceramiką z tego okresu. Więzy krwi mogą mieć też znaczący wpływ na moje upodobania - jako że łączą mnie i moją ciocię podwójne więzy krwi. Moja babcia Wiktoria /matka mojego ojca - Bohdana / była rodzoną siostrą ojca cioci Haliny - Adama a mój dziadek Jan /ojciec mojego ojca/ rodzonym bratem matki, cioci Haliny - Jadwigi. Halina Pusz z domu Kossakowska, była też bardzo dumna z koligacji z rodziną Obryckich. Jeszcze kiedy byłem dzieckiem przypominała mi wielokrotnie, że jestem prawdziwym, rodowym szlachcicem z rodu Obryckich - herbu Prus - i pokazywała mi jakiś stary, przedwojenny herbarz, którego bardzo strzegła, bo w tamtych czasach nie były wydawane - hołubienie powiązań i pamięci szlacheckiej spuścizny historycznej nie było w interesie ówczesnego, socjalistycznego państwa polskiego. Jeszcze około 1990 roku pisała do mnie do US i w tym liście ponownie też przypominała mi, żebym zawsze pamiętał, że jestem szlachcicem. Moje dzisiejsze przywiązanie do moich koligacji rodzinnych i praca jaką już włożyłem w utworzenie tej strony rodzinnej, to pewnie też zasługa Jej wielokrotnych przypomnień, żebym pamiętał, że jestem szlachcicem z rodu Obryckich.

Moja ciocia Halina na zawsze pozostanie w moim sercu, pamięci i modlitwie.

Halina Pusz - Kossakowska zmarła 23 lipca1996 roku. Pochowano ją na cmentarzu w Drozdowie, przy boku zmarłego wcześniej, w 1988 roku, jej męża - Tadeusza Pusz.

 

   
 

Copyright ©2016 Waldemar Obrycki MyRodzina.org , Site Design- Waldemar Obrycki All Rights Reserved